poniedziałek, 15 października 2018

Dynia zwana banią


Smak bani (bo tak na Śląsku nazywamy dynię) poznałam już w dzieciństwie za sprawą kompotu, który jesienią gotowała mama. Nie pamiętam, żeby mi jakoś specjalnie smakował. Wolałam dynię w occie. Dopiero dużo później spróbowałam zupy dyniowej i… zakochałam się w niej.
Kiedy Europa poznała smak dyni? Encyklopedie podają, że przypłynęła do nas na statkach konkwistadorów w epoce wielkich odkryć geograficznych. Z drugiej strony istnieją przekazy, że już starożytni Rzymianie raczyli się nią podczas słynnych uczt wydawanych przez Lukullusa. Pliniusz twierdził, że „dynia nadaje blasku ludzkiemu życiu i jest balsamem na kłopoty”. Bajkę o dyni napisał m.in. Leonardo da Vinci. Nosiła tytuł „Wierzba, sroka i pestki dyni”.

Dynia wzbudza respekt  rozmiarami, jakie może osiągnąć, zachwyca intensywnością oraz różnorodnością kolorów i kształtów. To produkt, który w całości możemy wykorzystać w naszej kuchni, od skóry poprzez miąższ aż do pestek. W kulturze Indian miała także magiczne znaczenie. Wierzono, że powstała z ciał zmarłych bogów.
Bania to także bank witamin i minerałów. Bogata w karoten,  witaminy A, C, PP, witaminy z grupy B, jak również wapń, magnez, żelazo, fosfor, kwas foliowy, pektyny i kwasy organiczne. Pomaga zredukować tkankę tłuszczową i obniża poziom tłuszczów we krwi, odciąża trzustkę, wzmacnia osłonki włókien nerwowych, działa uspokajająco i moczopędnie, pomaga w dolegliwościach nerek i gruczołu krokowego, wzmacnia odporność. Nic wiec dziwnego, że w medycynie ludowej dynia była uznawana za afrodyzjak, a pestki dyni podawano nowożeńcom przed nocą poślubną.
A jaki ma smak? No cóż, niektórzy twierdzą , że sama w sobie jest mdła, ale kiedy dania z dyni odpowiednio doprawimy, to możemy zaserwować naszemu podniebieniu coś fantastycznego. Najstarszy przepis na zupę z dyni znalazłam w książce kucharskiej Wielądka „Kucharz doskonały…”




Oczywiście postanowiłam przystąpić do działania. Tym razem obiecałam sobie, że wiernie będę trzymać się przepisu. Pod nóż poszła mała dynia hokkaido (wiem, Wielądek nie znał takiej). Pokroiłam tak, jak w przepisie nakazano. Na dno garnka wlałam troszkę wody (tak, żeby całe dno  zakryć). Nie starczyło mi cierpliwości, aby dwie godziny gotować i już po godzinie dodałam masło, wszystko zmiksowałam. Następnie dolałam ciepłego lekko osłodzonego mleka w ilości „na oko”, bo kwarty dokładnie mierzyć już mi się nie chciało. Całość zagotowałam, dosoliłam do smaku. Wyszło … sami zobaczcie jak:

Kolorek cudny! A smak? Bardzo delikatny i niby nie można się do niczego doczepić, ale… ja wolę zupę dyniową z bardziej wyrazistym smakiem. Dodałam więc gałki muszkatołowej, imbiru, pieprzu. W sumie to przecież też przyprawy używane w staropolskiej kuchni. 

Hitem wśród dyń jest dynia makaronowa. Ma ona niespotykaną cechę. Z pozoru taka sama jak inne dynie po upieczeniu rozdziela się na włókna przypominające makaron. Możemy z niej przygotować pyszne spaghetti. 

A to przepis na moją zupę dyniową:

średniej wielkości dynię hokkaido  tnę na mniejsze kawałki (słupki). W garnku o grubym dnie podsmażam na oleju warzywa pokrojone w kostkę: marchewka (jedna średnia), pietruszka korzeń (mała), kawałek selera, kawałek kalarepy (1/8 główki średniej wielkości). Dodaję łyżeczkę masła, solę, pieprzę, dosypuję szczyptę imbiru, gałki, kurkumy, papryki ostrej i wszystko podsmażam. Wsypuję pokrojoną dynię i podduszam. Jak dynia już robi się miękka dolewam troszkę wywaru z warzyw lub rosołku. Gotuję do miękkości warzyw, następnie blenduję zupę. Doprawiam do smaku i dodaję 2 łyżki śmietany. Podaję z grzankami. Można też pokroić w kosteczkę ugotowane na twardo jajko i posypać na wierzch zupy.



Na jesienne popołudnia jak znalazł!!!