niedziela, 4 lutego 2024

Skrzydła anioła, wstążki i karnawałowe róże

Zbliża się  tłusty czwartek, kończy karnawał. Za chwilę królem naszych stołów będzie pączek, ale nie zapomnijmy, że nasze babcie piekły w tym czasie również faworki, czyli tytułowe skrzydła anioła (tłumaczenie angielskiej nazwy), czy też wstążki (kształt faworka przypomina wstążkę).  

Z ciasta na faworki możemy też zrobić róże karnawałowe.

                     Róże karnawałowe z konfiturą i cukrem pudrem – tradycyjne polskie ciastka jedzone w czasie karnawału, tłustego czwartku i ostatków

Oto kilka przepisów z dawnych polskich książek kucharskich na tłustoczwartkowe ciasteczka:



W następnym przepisie również wykorzystujemy pozostałość po wcześniej pieczonych pączkach. Nasi przodkowie byli bardzo oszczędni i nic w kuchni nie mogło się zmarnować. W tytule przepisu są faworki, ale chyba bardziej chodzi tu o róże karnawałowe.

 


A tu wersja na bogato: 15 żółtek!!! To musi być smaczne.

 

 
Faworki znane są także poza Polską. U naszych wschodnich sąsiadów wystepują pod nazwą Tartuszki i różnią się od naszych ciasteczek tym, że są bardziej pulchne. Dodaje się do nich kefir i sodę. W krajach Ameryki Łacińskiej i Portugalii jada się Curros  ciasto z mąki, oleju i cukru wyciskane na głęboki olej i podawane z cukrem pudrem lub zamoczone w czekoladzie. 

Faworki mają również swoją symbolikę  zapewniają lekkość i radość życia. 

Zatem życzę fury faworków, aby Wasze życie było lekkie i radosne

Chrusty, faworki na białym tle

 

Przepisy zaczerpnęłam z : 

http://polona.pl/item-view/3aa578e1-edfb-4439-bda7-2d263824883d/0/8e2063b8-aa88-4533-83f6-639120a72fc3

http://polona.pl/item-view/0ff38f28-34d7-4c58-9132-55af8e26dc7c/0/bff1cdef-b7c3-4036-a749-fd63722aa5f9
 


sobota, 16 grudnia 2023

Pierniczki od Kamili

Niedawno odwiedziłam jedną z moich znajomych  Basię B. Z Basią łączą nas wspólne zainteresowania genealogiczne. Jej przodkowie pochodzą z dawnych Kresów Wschodnich, z Kołomyi.  Rodzinę miała bardzo zacną i jak to na Kresach bywało, jej członkowie pochodzili  z różnych stron Europy. Jedna gałąź rodu ma pochodzenie węgierskie i właśnie przedstawicielka tej gałęzi  rodu Gludovicsów (czyt. Gludowiczów) będzie bohaterką tego wpisu. 

Wiedziałam, że Basia jest w posiadaniu ogromnej liczby przepisów kulinarnych, które od XIX w. skrzętnie gromadziły jej przodkinie. Genealogiczna brać poznała już smak przepysznego Tortu rumuńskiego, a ja bardzo chciałam zobaczyć oryginały przepisów na słynne węgierskie pagacze i inne pyszności. 

Jako że okres przedświąteczny, przeglądając z wielkim zainteresowaniem segregator z przepisami, szczególną uwagę zwracałam na przepisy na świąteczne pierniczki. Było ich tam całkiem sporo. Aż dziw bierze, że przetrwały tyle lat, tułaczkę ze Wschodu na Zachód i liczne przeprowadzki, już tu na Opolszczyźnie. Oto jeden z nich. Przepis na pierniczki od Kamili, zapisany ręką 2 x prababci Basi  Anny Kornickiej z domu Glubinovics.

 


Kim była owa Kamila? Siostrą Anny, czyli cioteczną 2x prababcią Basi. Kamila mieszkała także w Kołomyi i wyszła za mąż za Adolfa Sokola. A tak wyglądała autorka naszego przepisu w latach młodości, kiedy to zapewne powstał przepis na pierniczki. 

 


Oczywiście przepis wypróbowałam, pierniczki upiekłam. Są przepyszne i w sumie łatwe  do upieczenia, a także niedrogie.




 

 
Pierniczki od Kamili 
(przepis z Kołomyi XIX w.)
 

 Miodu 3 łyżki, 5 jaj, 1/2 funta cukru, małą łyżeczkę sody, łyżkę masła, kwartę mąki, do zapachu korzenia, goździków, cynamonu , cytrynowych skórek.
 

Tak brzmi oryginalny przepis. Przystępując do jego realizacji, przyjęłam, że funt ma około 450 gramów. Masła dałam ciut więcej niż łyżkę, za to jajek mniej, bo 3 sztuki. Oczywiście wszystko trzeba wyrobić na gładką masę. Piekłam 10 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Wyszła ich całkiem spora ilość. Zachęcam do wypróbowania.

A Wy, czy macie, czy stosujecie jakieś przepisy waszych prababek? Z którego roku pochodzi najstarszy przepis kulinarny w Waszych domach?

Napiszcie w komentarzach pod postem.



wtorek, 8 lutego 2022

Bieda zupa, zupa nic, zupa z gwoździa

W zasadzie w każdej kuchni świata znajdziemy przepis na taką zupę, najprostszą, ze składników, które mamy pod ręką. Włosi mają swoją ribolitę, Hiszpanie gazpacho, a my na Śląsku mamy wodzionkę.

To najłatwiejsza zupa świata. Każdy może ją ugotować. Może dlatego u mnie w domu była to jedna z niewielu potraw, które potrafił przyrządzić mój tato. To za jego sprawą poznałam i bardzo polubiłam tę zupę.

Skąd wzięła się wodzionka na Śląsku? Niektórzy twierdzą, że przyszła do nas z Niemiec, tam znana jest jako brotsuppe. Być może i tak było.

Pierwotnie była to zupa biedoty. Jedzono ją głównie na tak zwanym przednówku, kiedy to zapasy zimowe już się kończyły, a młodych warzyw jeszcze nie było. Był to także sposób na niemarnowanie jedzenia, zwłaszcza chleba, który w domach śląskich bardzo szanowano. Wodzionkę można było spożywać i na śniadanie, i na obiad, a także na kolację.

W dzisiejszych czasach może pretendować do tzw. zupy kubek, gdy zabiegani chcemy szybko się posilić. Na pewno będzie znacznie zdrowsza niż te wszystkie chińskie wynalazki. Będzie również świetną potrawą zwalczającą przeziębienia i wzmacniającą naszą odporność. Za sprawą kreatywności kucharza, z tej „bieda zupy” możemy wyczarować całkiem „bogate” danie. Wystarczy dodać tylko kilka „wykwintnych” składników (sery pleśniowe, łososia, zioła).

To danie, które możemy przygotować wspólnie z zaproszonymi gośćmi, np. na ognisku – zapewniam świetna zabawa!

Oto klasyczny przepis na śląską wodzionkę

 Składniki:

1.       Smalec (najlepiej ze skwarkami) 1 łyżka

2.        2-4 ząbki czosnku (można śmiało więcej)

3.        Pieprz, sól (do smaku)

4.       Gorąca woda – 1 litr (ale nie wrzątek)

5.       Trzy kromki czerstwego chleba

Wykonanie:

 1. Czerstwe kromki chleba podpiecz na patelni z odrobiną tłuszczu.

2. Podpieczony chleb pokrój w kostki i wsyp do miski.

4. Gorącą wodą zalej chleb w misce.

5. Do miski wciśnij ząbki czosnku i dodaj łyżkę smalcu.

6. Posól i popieprz.

7. Wymieszaj wszystko i przykryj na chwilkę pokrywką.

 

Jak już smaki się wymieszają, można jeść. Dawniej w śląskich domach jadano

wodzionkę ze wspólnej miski. 

 


  Ulepszona wersja zupy:

Składniki:

1. Czerstwy chleb, bułka

2. Łyżka masła

 3. 4 ząbki czosnku

4. 1 l wywaru z warzyw

5. Kawałki sera pleśniowego (można zużyć te, które pozostały nam 

po przygotowaniu innych dań).

6. Natka pietruszki, bazylia lub inne zioła, które lubimy.

 Sposób postępowania jak w tradycyjnej wersji. Chodzi o to, żeby wszystko

 ze sobą wymieszało i przeszło smakami.

 
Jena z moich znajomych podarowała mi kiedyś niemiecką książkę kucharską z 1911 r. W niej również znalazłam przepis na coś w rodzaju „wodzionki”, ale chyba to bardziej deser. Nie próbowałam jeszcze tego przepisu. Może ktoś z czytelników pokusi się o przygotowanie i podzieli wrażeniami w komentarzach.

 

Zupa z chleba z rodzynkami

Składniki:

1.     2 kubki pokrojonego w kostkę suchego chleba

2.     1,5 l wody

3.     Trochę skórki cytrynowej

4.     Kawałek laski cynamonu

5.     0,5 kubka rodzynek

6.     Cukier, sól, 1 łyżka masła, 1 jajko

Sposób przyrządzenia:

Chleb, cynamon i skórkę pomarańczową zalać wodą i gotować aż chleb zmięknie.

Przetrzeć przez sitko i do przetartej masy dodać rodzynki i gotować aż one zmiękną. Doprawić do smaku solą, cukrem i masłem. Na koniec dodać jajka i dobrze wymieszać.

 

Wodzionka, chyba jako jedyna z zup doczekała się piosenki;



 

poniedziałek, 20 grudnia 2021

O „pieprznym chlebie”

 

Zakąska do wódki, lekarstwo na kłopoty trawienne i odporność, poprawiacz nastroju i świetny pokarm dla walczących armii…

O czym mowa? O piernikach moi mili. O ciasteczkach, które nieodłącznie kojarzą się nam ze świętami Bożego Narodzenia i dzieciństwem. Każdy z nas chyba pamięta, jak pacholęciem będąc, z wywieszonym językiem malował na brązowych ciasteczkach, co wyobraźnia podpowiadała. W mojej rodzinie tradycja zdobienia ciastek (bo niekoniecznie były to pierniki) przechodzi z pokolenia na pokolenie. Nawet dzisiaj, mimo iż w najbliższej rodzinie dzieci już całkiem dorosłe, na zdobienie ciasteczek chętnie się piszą. W domu rodzinnym piekliśmy tak zwane „ciastka z dziurką”, które później wieszało się na choince. Ponoć najlepsze pierniki piekła ciocia Anna, jedna z sióstr mojej macierzystej babci. Moi kuzynowie jeszcze dzisiaj wspominają, jak czekali  w przedświąteczne dni na wizytę ciotki, bo zawsze przywoziła pudełko pysznych pierników – oczywiście do świąt nie miały prawa dotrwać.

 


 

A skąd wziął się piernik?

Nazwa pochodzi prawdopodobnie od słowa „pierny”, czyli pieprzny, ponieważ dawniej do piernika dodawano pieprzu. W Polsce znany już od średniowiecza, chociaż wtedy ciasto pieczone z mąki i miodu nazywano miodownikiem, a dopiero później, jak chce legenda, przez przypadek jeden  z toruńskich czeladników piekarskich niejaki Niclos Czan, wsypał do ciasta korzenne przyprawy. Tak oto swojski miodownik stał się ciastem wykwintnym i trafił na szlacheckie stoły. Toruńskie pierniki stały się niemniej słynne niż te norymberskie. Ślad tego pozostał w przysłowiu: „Gdańska gorzałka, toruński piernik, krakowska panna, warszawski trzewik – najlepsze rzeczy w Polsce”.

Lecznicze właściwości pierników

Jeden z pierwszych polskich przepisów na te ciasteczka pochodzi z XVIII w. Zamieszczono go w poradniku lekarskim, ponieważ uważano wówczas, że wspomagają one trawienie i likwidują zaparcia (czyli na świąteczne obżarstwo jak znalazł!).

„Weź miodu przaśnego, ile chcesz, włóż do naczynia, wlej do niego gorzałki mocnej sporo i wody, smaż powoli szumując, aż będzie gęsty, wlej do niecki, przydaj imbieru białego, gwoździków, cynamonu, gałek, kubebów, kardamonu, hanyżu nietłuczonego, skórek cytrynowych drobno krajanych, cukru ileć się będzie zdało, wszystko z grubsza jak miód ostygnie, że jeno letni będzie, wsyp mąki żytniej, ile potrzeba, umieszaj, niech tak stoi nakryto, aż dobrze wystygnie, potym wyłóż na stół, gnieć jak najmocniej, przydając mąki ile potrzeba, potym nakładź cykaty krajanej albo skórek cytrynowych w cukrze smażonych, znowu przegnieć i zaraz formuj pierniki, wielkie według upodobania porobiwszy, możesz znowu po wierzchu tu i ówdzie wtykać cykatę krajaną, do wierzchu pozyngowawszy piwem kłaść do pieca i wyjąwszy je jak się przepieką, znowu je zyngować miodem z piwem smażonym i znowu po wsadzeniu do pieca”.
 

 

Zawarte w ciastkach miód i ostre przyprawy pomagają także przy przeziębieniach i wzmacniają odporność, poprawiają nastrój. Leczniczą moc pierników miał poznać na własnej skórze król szwedzko-norwesko-duński Jan Oldenburg (duń. Hans). Ponieważ, króla dręczył wyjątkowo zły nastrój, lekarz zaordynował mu pierniki. Zachowały się informacje o tym, że jedna z kopenhaskich aptek przesłała królowi Hansowi parę kilogramów korzennych pyszności. Pogłoska o tym, że pierniczki łagodzą nastrój, przetrwała do naszych czasów. Warto więc mieć w domu pudełko tych miodowych ciasteczek.

Pierniki to nie tylko słodycz.

W dawnych wiekach przyprawy korzenne były cennym towarem. Niestety miejsca,  w których je przechowywano, pozostawiały wiele do życzenia. Zimne, wilgotne piwnice powodowały, że zgromadzone zapasy zaczynały pleśnieć. Doskonałą „spiżarnią” okazał się właśnie piernik. Do ciasta ugniecionego z wody, mąki i miodu dodawano pieprz, cynamon, kardamon, gałkę muszkatołową, anyż. Upieczone ciasto można było przechowywać bardzo długo, a gdy potrzeba było przyprawić danie, po prostu rozkruszano piernik i gotowano       z potrawą. W ten sposób powstawał sos o korzennym smaku.

Trwałość ciasta okazała się także zbawienna dla wojska. Spore zapasy pierników zabierano na wojenne wyprawy zamiast sucharów. W trakcie szlacheckich uczt były wykwintną zakąską do wina i wódki. Wspomina o tym ta oto oda:

„O pieprznym chlebie – czyli pierniku toruńskim”:

[..] Jakąż mi ślinkę do ust owo ciasto pieprzne napędza!

Malarz twój piękny ten kształt, sławny Toruniu, mu dał.

Zdrowszej ponad ów chleb, rozkoszniejszej strawy nie szukaj;

w nim masz posiłek i w nim uzdrawiający masz lek.

Jeśli gorzałki ci łyk o poranku serce raduje,

każ, by z gorzałką wraz piepreny podano ci chleb.

Jeśli z wieczora chcesz mieć smakowite wety na stole,

pomnij, by pieprzny ów chleb także się znajazł śród nich.

Chleb ten kupuje nie tylko poczciwy kraju mieszkaniec;

do cudzoziemskich stron okręt go wozi i koń.[…]

Szlachecka tradycja nakazywała, by w momencie narodzin córki zagnieść ciasto piernikowe  i upiec je w dniu jej ślubu.

Piernik i dyplomacja

To korzenne ciasto odegrało także swoją rolę w dyplomacji. Posłużyło jako swego rodzaju łapówka w kontaktach ze Szwedami w sprawie długów miasta Torunia. Gdy w XVIII w. miasto zajęli Prusacy, piernikarze piekli ciastka z podobizną Tadeusza Kościuszki, by w ten sposób dać wyraz swojemu patriotyzmowi. Jedna z legend opowiada, jak to pewnemu posłowi obcego państwa, wracającemu z Torunia do domu, urwało się koło w karecie. Torunianie zastąpili go wielkim okrągłym piernikiem i podróżnik wrócił szczęśliwie do rodziny. Potwierdzony historycznie jest natomiast dar, jaki otrzymała Katarzyna II – ogromny piernik (długi na 2 m, gruby na 30 cm) wart 300 ówczesnych talarów, czyli równowartość dobrego gospodarstwa.

Pierniki to także małe dzieła sztuki, zwłaszcza te figuralne, wypiekane z bardzo twardego ciasta. Formy do ich produkcji niegdyś wykonywali znani snycerze. Kształt ich ma pewne symboliczne znaczenie, nawet we współczesnych czasach: serce piernikowe dajemy osobom, które darzymy sympatią, aniołki symbolizują dobro i chętnie wręczmy je dzieciakom, piernikowe świnki mają symbolizować bogactwo.

Może warto więc znaleźć w przedświątecznym szaleństwie troszkę czasu, zagnieść ciasto piernikowe i uszczęśliwić bliskich takimi własnoręcznie zrobionymi pierniczkami? Ja polecam wypróbowany przeze mnie przepis, oparty na staropolskiej recepturze znalezionej w książce „Moda bardzo dobra smażenia różnych konfektów”:

 10 goździków, 5 ziaren kardamonu ucieram w moździerzu, do tego dodaję 1 łyżeczkę cynamonu mielonego, 0,5 łyżeczki zmielonego imbiru, 0,5 łyżeczki startej gałki wszystko jeszcze raz ucieram. Na koniec dorzucam skórkę startą z jednej cytryny. Osobno ucieram 3 jajka ze szklanką cukru, wsypuję do tego mieszankę przypraw, dolewam ¼ l miodu, mieszam, a potem dosypuję mąki tyle ile „weźmie”, czyli tak by wyrobić gładkie ciasto. Można dodać też łyżeczkę proszku do pieczenia.  Odstawiam ciasto na przynajmniej 24 godziny (można i tydzień w lodówce trzymać), następnie rozwałkować na grubość 0,5 cm     i wykrawać foremkami ciasteczka. Piec w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni Celsjusza, około 10-15 minut. Ozdabiać jak komu w duszy zagra.